KAWA I PAPIEROSY, reż. Jim Jarmusch

Data:

Pora poinformować świat w jakiż to sposób rozpoczynam dzień. Więc wstaję, idę się umyć - pomijając zęby - nastawiam wodę, włączam komputer, robię sobie kawę (2/2+3/4+1/4, dwie łyżki cukru na dwie łyżki kawy, trzy czwarte wody i jedna czwarta mleka}, zapalam papierosa. Po wypiciu kawy myję zęby, bo nie ma nic bardziej odpychającego, niż smak kawy z posmakiem mięty.

darmowy hosting obrazków Skoro tak, to nie wiem jakim cudem dotarłam do Kawy i Papierosów dopiero teraz, a raczej w zeszłym tygodniu. Dodając do tego słabość do Jarmuscha, to straszne niedopatrzenie. A raczej beznadziejna organizacja, bo oczywiście, że o filmie słyszałam, bardzo dużo, nadto bardzo dużo dobrego.

Oto jestem zachwycona. Epizodyczną wersję Jarmuscha poznałam już przy okazji Nocy na Ziemi, które to skojarzenie już dodało Kawie.. punktów.
Z kolei Jimowy dryg do zgrabnego wmontowywania w swoje dzieła różnych historii, bez jednoczesnego ich przeładowania, znam z Broken FlowersP. odobnie jak Kawę... - Broken Flowers oglądałam o świcie, nieco odrealniona sennością, co tylko spotęgowało nastrój filmu.

Powyższe wcale nie oznacza, że Kawa i Papierosy jadą wyłącznie na opinii, że muszą podpierać się mojej ogromnej sympatii dla ww. dokonań. Absolutnie nie.
Epizodów jest jedenaście i żaden z nich... podkreślam, żaden nie jest słaby. Co jest nie lada wyczynem, myślę.

Nie pokuszę się o suche opisy fabuły a i nie mam do końca śmiałości, by porywać się na oddawanie smaczków, uroków, bo to w sumie jest bardzo ulotne i można coś pominąć, niechcący. Ograniczę się wysnucia wniosku, iż duet kawy i papierosa bywa najczęściej świadkiem bardzo ciekawych zdarzeń. A także, awansując się w animizacji, przysłuchuje się wielu interesującym dialogom. Niekoniecznie ważkim, na szczycie. Ot, wartym uwagi.

Może to z racji podobnych zachowań - vide to opisane na początku - lub pozytywnego stereotypu, mam słabość do ludzi, których widzę z kubkiem i papierosem. Nie będę rozwijać kwestii zdrowotnych, bo faktycznie, tu sprawa kuleje. Ale rzadko się mylę. Tj. te osoby z kubkiem i dymiącą dłonią często okazują się być ciekawymi ludźmi.

A z drugiej strony, nie chcę Kawie... dopisywać znaczeń, których nie ma, mówić, że to cokolwiek poza wysmakowaną rozrywką, że uświadamia coś, czego nikt by sobie nie uświadomił bez niego - choć za pomocą przejaskrawień Jarmusch dowiódł po raz kolejny, że ma świetny zmysł obserwacji. I przedstawia je w cholernie inteligentny sposób.
Tak właśnie, inteligentny. To jest ta cecha, która narzuca się w mig, gdy przychodzi do scharakteryzowania Jima.

No dobrze, żaden nie jest słaby ale są mocniejsze jak Cousins, Cousins? - tak, dwa różne, jeden znak interpunkcyjny w tytule robi różnicę, Somewhere in California czy Delirium, głównie za sprawą napisów, w których urzekła mnie forma per Billu Murrayu. Ciebie nie? Właśnie dlatego powstrzymałam się od wymieniania wszystkich.

A skoro o Billu Murrayu wspomniałam, obsada jest zjawiskowa - Cate Blanchett, Iggy Pop, Tom Waits, Jack i Meg White, Roberto Benigni, którym jestem zauroczona po Życie jest piękne. Zauroczona nim a filmem poruszona szczerze, ale to kiedy indziej... to tylko ci najbardziej sztandarowi.

W Kawie i Papierosach nie brakowało mi niczego, nawet miałam więcej bo - jak wspomniałam - Jarmusch o świcie sprawdza się genialnie. Jedyny problem polegał na tym, iż do papierosów musiałam posilać się colą. Może z kawą wypadłoby lepiej, niż świetnie? ;)